Wspomnienia osób pływających na „Polonii” i „Wielkopolsce”
Pokazane TUTAJ zdjęcia "Wielkopolski" (105 m2 żagli) zostały wykonane podczas rejsu po Bałtyku w 1996 r. Jacht, dowodzony przez kapitana Andrzeja Marca, wyszedł z Jastarni 6 października i - po dwóch dniach żeglugi - wszedł do Visby na Gotlandii. W drodze powrotnej - krótko przed północą z 12 na 13 października - kadłub zaczął gwałtownie nabierać wody. Ponieważ pompy nie nadążały z wybieraniem wody, usuwano ją z kadłuba wiadrami, garnkami i czym się tylko dało... Po dwóch godzinach zmagań przeciek został zlokalizowany i zabezpieczony. Po kolejnych kilku godzinach - spędzonych przy burcie łotewskiego masowca "Janis Sudradkalns" - pojawił się statek ratowniczy "Bazalt", który odholował jacht pod Półwysep Hel (oficjalny opis wydarzeń znajduje się tutaj). "Wielkopolska" została uratowana, ale po tej przygodzie już nigdy nie wyszła w rejs.
Zbigniew Szyndlar
źródło: http://www.isez.pan.krakow.pl/staff/szyndlar/gal_zagle_wlkp/gal_zagle_wlkp.htm
Nasłuchałem się od znajomych o Polonii dużo, że dzielna, mocna, o tym jak daje sobie rade w trudnych warunkach a przy tym ma klasyczny, piękny kształt. Miałem na niej popłynąć na mój drugi rejs morski, gdzieś po Bałtyku. Niestety przygotowania do sezonu na Polonii przedłużały się. Organizator na szczęście znalazł jacht zastępczy i popłynęliśmy. Załoga składała się głównie z entuzjastów Polonii, a chyba największym miłośnikiem tej jednostki był nasz kapitan Janusz Arszyłowicz. Na rejsie słyszałem nie raz opisy grubych want i potężnego masztu na Polonii. Byłem przekonany, że żegluje się na niej w trudnych warunkach bez obaw, że coś się rozleci.
Szczegółów pierwszego rejsu na Polonii nie pamiętam ale ogólne wrażenia zostały do tej pory. Silnik nam nie działał, było mokro i brzydko pachniało, co chwila okazywało się, że coś działa ale nie do końca, czyli właściwie to nie należy tego używać, z burt odpadały płaty białej farby. Mimo trudności na rejsie znowu zebrała się spora grupa fanów Polonii. Był Dominik Jaworski, który przykręcał każdą znalezioną na podłodze śrubkę na swoje miejsce, bo pływał tak długo na tej jednostce, że wiedział skąd odpadła. Kapitan – znów Janusz Arszyłowicz, razem z zastępcą - Anią Najberg z nostalgią wspominali minione rejsy, kiedy na Polonii wszystko działało a pompy zęzowe były w zasadzie niepotrzebne.
Spodobał mi się entuzjazm ludzi związanych z Polonią, uwierzyłem, że przy odrobinie pracy i pieniędzy można Polonię wyremontować i popłynąć na naprawdę trudny i ciekawy rejs. Wstąpiłem do klubu żeglarskiego i razem z garstką innych zapaleńców remontowałem co roku jachty, w tym Polonię. Przy skromnych zasobach klubu udawało nam się jedynie uzyskać stan względnej pływalności, do dawnej świetności i możliwości Polonii było daleko.
Ostatni raz żeglowałem na Polonii po awarii steru koło Olandii, sprowadzaliśmy ją do Polski. Załoga składała się jak zwykle z miłośników tego klasycznego jachtu. Wkrótce po powrocie okazało się, że na Polonii trzeba zrobić remont generalny, niemożliwy do wykonania środkami klubowymi. Pojawił się pomysł sprzedaży jednostki, zorganizowania długiego rejsu wokół Afryki i pozyskania sponsorów, znalezienia pieniędzy w ramach PTTK. Żaden nie został zrealizowany. Jacht stał na nabrzeżu w Górkach od 2005 roku i niszczał.
Wydawało się, że Polonia zamieni się we wrak, wszyscy o niej zapomnieli, chyba nawet nasza grupa entuzjastów. Dzięki Marysi Pechańskiej, która uporządkowała sprawy własności Polonii i sprzedaży jednostki Piotrowi Kulczyckiemu zaczyna się nowe życie tego jachtu. Na Polonii i jej bliźniaczej siostrze Wielkopolsce, również własności Piotra Kulczyckiego wiosną 2011 rozpoczął się remont generalny. Bardziej realne stają się marzenia o dalekich rejsach na dzielnej, klasycznej jednostce.
Zapraszam do przyłączenia się do miłośników Polonii i Wielkopolski, poznania historii jachtów i ludzi z nim związanych, a także śledzenia przebiegu remontu.
Michał Pietrzykowski